Złamane serce to coś więcej niż tylko temat dla niezliczonych piosenek i środek sprzedaży pudełek chusteczek. To uniwersalne doświadczenie – od wewnętrznego, męczącego szmeru po wrzaski na całą ulicę, które informują sąsiadów, że znowu „to” się stało. Złamane serce jest jak rytuał przejścia, który każdy z nas przechodzi, często niejednokrotnie, w najbardziej dramatycznych okresach życia. Często nazywane uniwersalnym językiem dla „emocjonalnie rozbitych”, łączy nas w bólu, tęsknocie, a także w nadziei na lepsze jutro. W takich chwilach zmagania się z uczuciowym armagedonem, poszukujemy czegoś, co pozwoli nam na chwilę zapomnienia. Poszukujemy czegoś, co zagoi nasze metaforyczne rany, lub po prostu pozwoli złapać oddech pod ciężarem naszych realiów. Odpowiedź? Filmy! Tak, od stuleci służą jako nasze emocjonalne schronienia, gdzie można uciec od rzeczywistości i pozwolić sobie na moment relaksu. Od czarno-białych klasyków, które sprawiają, że nawet najtwardsi mężczyźni szlochają w kinie, po współczesne blockbustery, które przynoszą ulgę naszym zmęczonym sercom. Srebrny ekran robi wszystko – leczy, inspiruje, i przetwarza nasze życiowe turbulencje. Dziś przedstawimy Wam, według Nas, listę najepszych filmów na rozstanie. Winko, popcorn w dłoń i niech proces leczenia złamanego serca się zacznie!

1. „P.S Kocham Cię” (2007)

Ach, „P.S. Kocham Cię”, film, który wywołał więcej szlochów niż cebula na konkursie krojenia. To opowieść o Holly, której mąż Gerry ma nieodpowiedzialność umierać (jakby ktoś go o zdanie pytał), ale pozostawia jej serię listów. I nie, nie są to rachunki ani listy z żądaniami zwrotu pożyczonych piniędzy od sąsiada. To listy miłosne, które mogą sprawić, że wybuchniesz płaczem przy otwieraniu nawet rachunku za prąd, bo przypomni ci o tej scenie. Serio, Gerry? Serce mi pękło, ale podziwiam forward-thinking! Holly przeżywa wszystkie stadia żałoby, od „po co mi te wszystkie jego koszule” po „będę nosić jego bokserki na siłownię”. Tymczasem my, widzowie, zaczynamy rozumieć, że miłość to nie tylko wspólne oglądanie Netflix i kradzież kołdry w środku nocy. To także listy, które przypominają ci, żebyś poszedł dalej, wstał z kanapy i może nawet ubrał prawdziwe spodnie. „Miłość przetrwa wszystko, nawet śmierć” – tak, piękne, ale czy musisz to robić z takim dramatyzmem, Gerry? Nie mogłeś po prostu zostawić notki na lodówce? W każdym razie, „P.S. Kocham Cię” to taki film, w którym łzy mieszają się ze śmiechem. Dzięki temu filmowi zaczynamy wierzyć, że gdzieś tam jest ktoś, kto zna nasze hasło do Wi-Fi na tyle dobrze, aby pisać nam listy zza grobu. Czyż nie o to chodzi w prawdziwej miłości?

2. „Rozstanie” (2006)

Czas na film, który sprawi, że każdy, kto kiedykolwiek rozstał się przez SM, czuje się jak rpawdzowy arystokrata w dziedzinie zakońćzenia związków. W rolach głównych uochana Jennifer Aniston i Vince Vaughn, para, która sprawia, że wierzymy w prawdziwe uczucia tak mocno, jak w to, że pizza z ananasem to dobry pomysł. Film rozpoczyna się tam, gdzie większość romansów się kończy – u schyłku związku. To historia, która uczy nas, że istnieje coś takiego jak separacja pełna dowcipu i że twoje byłe lepsze połówki mogą być tak samo irytujące jak te, które zostawiłeś w lodówce tydzień temu. Aniston i Vaughn sprawiają, że spory o niewyrzucone śmieci i pozostawienie otwartego kremu do twarzy wydają się tak dramatyczne, jak finałowy odcinek ulubionego serialu. Ten film jest jak seans terapeutyczny, tyle że tańszy i możesz przy nim pić wino w piżamie. Poprzez ich niekończące się przepychanki słowne i komiczne sytuacje życiowe, dowiadujemy się, że miłość to nie tylko składanie sobie obietnic pod księżycem. Miłoś to również wspólne przetrwanie burzy. Kiedy nie udaje się pokonać burzy, to się nie udaje, przynajmniej mamy nadzieję, że zachowamy się z godnością… lub przynajmniej z trochę dobrego humoru. „Rozstanie” to film, który sprawi, że będziesz śmiał się tak głośno, że twój ex na drugim końcu miasta poczuje się lekko nieswojo. I chociaż nasze własne rozstania mogą nie być tak zabawne jak te na ekranie, film przypomina nam, że życie idzie dalej. A bycie singlem oznacza, że możesz zająć całe łóżko tylko dla siebie. I właśnie o to chodzi w prawdziwej wolności, prawda?

3. „Jedź, módl się, kochaj” (2010)

Kiedy życie cię zaskoczy, a twoje serce zostaje złamane na tyle kawałków, że nawet najnowsza, najlepsza aplikacja do układania puzzli by nie dała rady, nie ma nic lepszego niż wyrwanie się z tej przygnębiajacej codzienności i zrobić coś szalonego. Na przykład, pójść w ślady Elizabeth Gilbert i wziąć rok wolnego, by jeść w Italii, modlić się w Indiach i kochać się w Indonezji . To brzmi jak najlepszy plan emerytalny, o ile tylko mógłbyś go sobie pozwolić. „Jedź, módl się, kochaj” to film, który sprawia, że chcesz natychmiast rzucić wszystko i wyjechać w podróż życia. Wystarczy jeden bilet lotniczy i jesteś gotowy, aby nauczyć się od życia czegoś więcej niż to, że czekolada i wino to akceptowalna kolacja. Julia Roberts gra Liz, która jest tak znużona życiem, że decyduje się na coś, co większość z nas robi po złamaniu serca – zmienia status na Facebooku na „w podróży” i kupuje walizkę większą niż jej mieszkanie. Ten film to więcej niż tylko kolejna opowieść o samopomocy dla świeżo upieczonych singli. „Jedź, módl się, kochaj” to komediodramat, który daje nadzieję, że nawet jeśli twoje życie uczuciowe wygląda jak pole bitwy po której przeszła ciężka kawaleria, zawsze jest szansa na nowy start. Czy to będzie na plaży w Bali, czy też we własnej łazience z kubkiem herbaty – nie jest ważne. Ważne, że zawsze jest jutro i zawsze jest gdzieś indziej. A najlepsze w tym wszystkim? Nie musisz nawet wychodzić z domu, by przeżyć to wszystko razem z Liz. Po prostu naciśnij play

4. „Listy do Julii” (2010)

Przedstawiam „Listy do Julii”, film, który jest jak espresso dla złamanego serca. Mocny, włoski i sprawia, że twoje bicie serca przyspiesza z ekscytacji. Bo kto z nas nie chciałby odkryć, że nasza druga połówka, która właśnie nas rzuciła, mogła to zrobić tylko dlatego, że czeka na nas w Weronie przy balkonie, zamiast gapić się w telefon komórkowy? To film, który udowadnia, że miłość jest bardziej zagubiona niż kierowcy Ubera w nowym mieście. Młoda kobieta przyjeżdża do miasta Romea i Julii, gdzie turyści piszą listy do Julii z prośbą o rady miłosne. Czyż to nie urocze? Jeśli myślałeś, że Twitter to najlepszy sposób na radzenie sobie z problemami sercowymi, to ten film sprawi, że zmienisz zdanie. „Listy do Julii” to idealny film na moment, kiedy potrzebujesz małego przypomnienia, że miłość może trwać dłużej niż bateria w twoim smartfonie. To lekcja, że czasami, by iść do przodu, trzeba spojrzeć wstecz. I kto wie, może w trakcie oglądania tego filmu, twój ex pisze do ciebie list, który przypadkiem znajdziesz za kolejne pół wieku. Przecież w miłości i wojnie o pilota – wszystko jest możliwe.

5. „500 dni miłości” (2009)

Ten film to prawdziwy wehikuł czasu, który przenosi się w przeszłość, zmuszając jednocześnie do ponownego rozkminiania twoich nieudanych związków i realcji. . „500 dni miłości” to opowieść o Tomie, mężczyźnie tak niewiarygodnie romantycznym, że bez problemu mógłby założyć dochodowy biznes sprzedając chusteczki na pokazach „Titanica”. Kiedy jego wielka miłość, Summer, znika z jego życia szybciej niż saldo z twojego konta podczas Black Friday, Tom wpada w wir wspomnień swojej relacji. To prawdziwy kalejdoskop emocji, który przekłada dni ich związku w najmniej logiczny sposób. Bo przecież kto potrzebuje chronologii, gdy każdy moment spędzony z Summer wydaje się być częścią szalonego tańca, w którym kroki są ciągle przestawiane. To film, który udowadnia, że miłość i związki to nie zawsze linearne historie z happy endem na końcu. Czasami są to zawiłe opowieści z niespodziewanymi zwrotami akcji, w których główni bohaterowie – jak i widzowie – muszą nauczyć się, że czasem trzeba spojrzeć wstecz, aby móc ruszyć naprzód. A także, że sprzedawanie chusteczek na seansach „Titanica” może być całkiem dochodowym pomysłem.

 

 

6. „Dziennik Bridget Jones” (2001)

Kto nie kocha Bridget Jones?! A raczej, kto nie zna Bridget Jones?! Absolutna ikona singielek, która jest bardziej znana w świecie nowoczesnych kobiet niż awokado w krainie Instagrama. Bridget, nieskorygowana królowa katastrofalnych decyzji życiowych. Wcielona w życie przez Renee Zellweger z tak autentycznym przekonaniem, że zaczynasz się zastanawiać, czy przypadkiem nie przeglądała twojego osobistego dziennika w poszukiwaniu inspiracji do swojej roli. Bridget Jones to nie tylko postać z filmu, to symbol kobiecej niezależności i siły w obliczu codziennych niepowodzeń. Przyjmuje życie z otwartymi ramionami i butelką dobrego wina w dłoni, ucząc nas, że każda wpadka jest po prostu kolejnym krokiem do prawdziwego szczęścia. Nawet jeśli droga ta jest wyboista i pełna niespodziewanych zwrotów akcji, Bridget przypomina, że zawsze można na niej znaleźć powód do śmiechu. I właśnie to sprawia, że wracamy do jej historii raz po raz, gotowi na kolejne przygody tej nieco szalonej, ale niezwykle uroczej bohaterki.

7. „La La Land” (2016)

„La La Land”, film, który mógłby być reklamowany jako najbardziej emocjonalna instrukcja montażu mebli IKEA, której kiedykolwiek będziesz świadkiem. W tym kinowym arcydziele, życie miłosne bohaterów jest bardziej skomplikowane niż złożenie szafki na buty bez pozostawienia zbędnych śrubek. Mia i Sebastian, para jakby żywcem wyjęta z baletu miejskiego. Przenoszą nas w świat, gdzie każdy krok i nuta na pianinie wydają się być zaplanowane przez los, mający niezły ubaw z ludzkich pomyłek. „La La Land” to przypomnienie, że każda wielka miłość i każde wielkie marzenie przechodzą przez serię testów. niektóre z nich przypominają próby ognia (lub próby skręcania mebli bez instrukcji). Mia i Sebastian uczą nas, że droga do spełnienia marzeń nie zawsze jest wyłożona czerwonym dywanem; czasem jest to zwykła ulica w Los Angeles, gdzie światła samochodów zlewają się w jedno wielkie, muzyczne przedstawienie. To kino w swojej najlepszej formie – bawi, wzrusza i inspiruje, przypominając, że w życiu, podobnie jak w tańcu, najważniejszy jest nie tylko krok, ale również partner, z którym ten krok wykonujemy.

8. „Pod Słońcem Toskanii” (2003)

To film, który wydaje się być napisany przez kogoś, kto myślał, że najlepszym rozwiązaniem na życiowe problemy jest przeprowadzka do kraju, gdzie „r” wymawia się z przytupem, a wino jest tańsze niż woda. Główna bohaterka, Frances, pokazuje nam, jak po burzliwym rozwodzie można zacząć wszystko od nowa. Przy okazji ucząc się, że remont domu w Toskanii może być bardziej skomplikowany niż średniowieczna włoska plotka. Film zaczyna się, gdy Frances, w akcie desperacji lub inspiracji (granica jest płynna), kupuje ruinę. Tak, dosłownie ruinę. Ruinę z przepięknym widokiem, który zapewne miał zagłuszyć wszystkie racjonalne argumenty przeciwko temu zakupowi. Frances, z domem pełnym niespodzianek, przypomina nam, że czasem największy chaos przynosi największe odkrycia o sobie samym. Jeżeli myślałeś, że przeprowadzka do Toskanii to spokojne życie na wsi, ten film szybko zweryfikuje twoje założenia, dostarczając przy tym świetnej zabawy i niezapomnianych widoków, które sprawią, że będziesz chciał odwiedzić najbliższe biuro podróży.

9. „Słodka zemsta” (2002)

Czy zemsta jest daniem, które najlepiej smakuje zimne? Zdecydowanie tak, zwłaszcza jeśli jesteś bohaterką filmu „Słodka zemsta”. W tej szalnej komedii trzy kobiety, które mają więcej wspólnego niż początkowo przypuszczały, formują sojusz. Fabuła mogłaby być inspiracją dla każdego scenariusza filmu szpiegowskiego. Ich cel? Oczywiście, pokazać światu prawdziwą twarz ich niegodziwego eks. Bohaterki filmu, zamiast siedzieć i płakać nad rozlanym mlekiem, postanawiają, że najlepsza obrona to atak. Atak i to wykonany w stylu, który sprawi, że nawet Oceans Eleven mogliby się czegoś nauczyć. Podejmując szereg zuchwałych i kreatywnych działań, które są tak błyskotliwe, że prawie przekształcają zemstę w formę sztuki, te damy pokazują, że serwowanie zimnych potraw nie jest niczym złym. O ile robisz to z klasą i trochę szaleństwa. Oczywiście, wszystko w granicach prawa – przynajmniej tak mówią przed kamerami. Nie oznacza to jednak, że plany nie mogą być diabolicznie pomysłowe. „Słodka zemsta” to film, który zmusza do refleksji. Może zamiast wylewać łzy po niewłaściwej osobie, lepiej zainwestować czas w dobry, solidny plan… zemsty? Po co marnować energię na smutek, gdy można zorganizować kompanię cierpienia dla tego, kto złamał ci serce? A jeśli przy okazji można się świetnie bawić z nowo poznanymi przyjaciółkami, które są w podobnej sytuacji, to czemu nie?

10. „Pamiętnik” (2004)

Król filmów, które sprawiają, że nawet najtwardsze serca topnieją jak lody w sierpniu. To film, który odpowiada na pytanie, co by było, gdyby Romeo i Julia mieli więcej czasu i mniej tragiczny koniec. Noah i Allie rzucają się w wir romantycznego dramatu, który ma więcej wzlotów i upadków niż kariera gwiazdy popu. „Pamiętnik” to rollercoaster emocji. Gdy myślisz, że już wszystko jasne, film rzuca kolejny zwrot akcji, zmuszając do sięgnięcia po kolejną paczkę chusteczek. To idealny film dla tych, którzy wierzą, że prawdziwa miłość wytrzyma próbę czasu, wojny, choroby i nawet sporadyczne, zdecydowanie niezręczne świąteczne spotkania rodzinne. Czy „Pamiętnik” jest nieco melodramatyczny? Oczywiście, ale czyż to nie za to go kochamy? To nie tylko film o miłości, to przypomnienie, że każda wielka opowieść zasługuje na równie wielkie emocje.